Tir płonął, jak pochodnia, a kierowca jadł obiad i pił piwo! Ogromny pożar i potężne straty

Tir płonął, jak pochodnia, a kierowca jadł obiad i pił piwo! Ogromny pożar i potężne straty
KPP Radosmko,

Policjanci sprawdzają, czy 54-letni kierowca ciężarowego Volvo naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym i stworzył zagrożenie dla innych osób. Mężczyzna pozostawił zestaw pojazdów na terenie radomszczańskiej strefy przemysłowej, a sam poszedł do pobliskiego baru. Oszacowane przez właściciela pojazdu straty to blisko 400 tysięcy złotych. Tylko dzięki sprawnej akcji strażaków udało się uratować jakiekolwiek mienie...

Do zdarzenia doszło we wtorek, 2 listopada. Przed godziną 21.00 policjanci zostali skierowani na ulicę Merloniego w Radomsku, gdzie według zgłoszenia paliła się ciężarówka. 

- Do akcji ruszyły jednostki z PSP Radomsko i jednej z ochotniczych straży pożarnych. Obecni na miejscu strażacy ugasili pożar. Całkowitemu spaleniu uległa naczepa, w której przewożone były łatwopalne podzespoły do produkcji pralek. Dlatego ogień tak szybko się rozprzestrzenił. Wstępnie oszacowane przez nas straty to 400 tysięcy złotych, udało się uratować mienie o wartości blisko 200 tysięcy - mówi Janusz Bartnik z PSP w Radomsku.

Co ciekawe, kiedy trwała strażacka akcja w pobliżu auta nie było kierowcy. Na miejscu za to pojawili się policjanci, którzy natychmiast zajęli się ustaleniem wszelkich okoliczności zdarzenia.

- Policjanci rozpoczęli poszukiwania 54-letniego mieszkańca województwa podkarpackiego, który według ich ustaleń był kierowcą pojazdu. Na szczęście nie było go w zamkniętej kabinie. Nie było go również w pobliżu pojazdu. Policjanci zaczęli szukać informacji o ciężarówce w firmach działających na terenie strefy przemysłowej. W jednym z zakładów dowiedzieli się, kto kierował ciężarówką. Niestety kierowca pomimo wielu prób nawiązania z nim kontaktu telefonicznego nie reagował. Policjanci poinformowali o zdarzeniu pracodawcę 54-latka - informuje Aneta Wlazłowska z radomszczańskiej komendy policji.

Kierowca zestawu ujawnił się dopiero przed godziną 3.00 w nocy, kiedy spalone auto było przygotowane do przewiezienia na parking strzeżony. Badanie jego stanu trzeźwości wykazało, że miał promil alkoholu w organizmie.

- Policjanci ustalili, że 54-latek przyjechał ciężarówką pod zakład około godziny 17.00 i kiedy dowiedział się, że musi czekać na rozładunek wycofał zestawem pojazdów spod bramy firmy. W wyniku nieprawidłowo wykonanego manewru naczepa zsunęła się do rowu. Kierowca podczas rozmowy z policjantami stwierdził, że zostawił niezabezpieczoną ciężarówkę, bo nie mógł wyjechać z nasypu. W pobliskim lokalu gastronomicznym szukał pomocy, a przy okazji zjadł posiłek i napił się piwa - wyjaśnia Aneta Wlazłowska. 

Wszystko wskazuje na to, że kierowca zanim poszedł się posilić i napić chciał wyjechać z rowu. Jak podkreślają bowiem strażacy z Radomska, ogień pojawił się na naczepie zopony, która przy wykonywaniu manewru wyjeżdżania z rowu musiała się, trąc o asfalt, bardzo mocno nagrzać. Później wypadki potoczyły się już błyskawicznie.

- Nie jest wykluczone, że 54-latek będzie odpowiadał przed sądem za spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym, za co grozi kara grzywny. Dodatkowo sąd może orzec zakaz prowadzenia pojazdów - dodaje Wlazłowska.